Wspomnienie Dinozaura
Rocznice, szczególnie okrągłe, skłaniają do wspomnień i refleksji. 40 lat w życiu szkoły, której byt uwarunkowany był, jest i będzie politycznie, można przedstawić wielopłaszczyznowo i wieloaspektowo, można opisywać liczbami:
Źle sobie radzi z wielkimi liczbami.
Ciągle ją wzrusza poszczególność.
Fruwa w ciemnościach jak światełko w latarni.
Ujawnia tylko pierwsze z brzegu twarze,
tymczasem reszta w prześlepienie idzie,
w niepomyślenie, w nieodżałowanie!”
Pierwiastek ludzki, także w historii, jest najważniejszy. W tym wypadku ludzka pamięć, która pewne szczegóły pomija, inne przemilcza – wycierając je i spychając w najodleglejsze zakamarki, by tam niektóre pielęgnować, pieczołowicie przechowywać i odświeżać. Przy takich właśnie okazjach – okolicznościach:
ale to co odrzucam, liczebniejsze jest,
gęstsze jest, natarczywsze jest niż kiedykolwiek.
Kosztem nieopisanych strat...
Ile przemilczam, tego nie wypowiem.”
Moja retrospektywna podróż w czasie sprowokowana została koniecznością rezygnacji i pomysłu montażu poetycko-muzycznego na tegoroczne Święto Szkoły. Teksty Wisławy Szymborskiej, przyznaję, nie należą do najłatwiejszych, ale do Jej twórczości jestem bardzo przywiązana jeszcze od lat szkolnych, więc pozwoliłam sobie niektóre wykorzystać w niniejszych wspomnieniach, bo któż nie pamięta wiersza o miłości ojczyzny, bez której „można żyć, mieć serce jak orzeszek”
W czasie wspólnych podróży rozmawia się przecież.
Nie brałaby tematów, bo łączy nas wiele.
Ta sama gwiazdka trzyma nas w zasięgu.
Rzucamy cienie na tych samych prawach.
Próbujemy coś wiedzieć, każde na swój sposób,
a to czego nie wiemy to też podobieństwo.”
Z tej perspektywy 40-lecie nabiera dla mnie charakteru względności i dualizmu. Po czterdziestu latach szkoła ciągle jest młoda - młodością swoich uczniów. W moim życiu – to prawie całe życie.
Ulegają czasowi, ale nie chcą go uznać.
Mają sposoby, żeby swój sprzeciw wyrazić...”
„Wszystko na swoim miejscu od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
Proszonych, żeby trwały.”
Powstawanie, wzrastanie budynku obserwowałam jako dziecko, uczennica początkowych klas Szkoły Podstawowej Nr 1, która usytuowana była dokładnie naprzeciw, po drugiej stronie ulicy.
Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod przyszłą szkołę XX-lecia PRL była pierwszą wielką uroczystością w moim życiu, w której „uczestniczyłam”. Z tej okazji mieliśmy skrócone lekcje. Nie to jednak zapamiętałam, ale przygotowania, a ściślej mówiąc pokrywanie ulicy Żwirki i Wigury asfaltem (tylko do szkoły). Niemal wszystkie ulice ówczesnego Tomaszowa były wybrukowane czerwoną kostką lub „kocimi łbami” – szarobiałymi głazami, po których nieustannie turkotały koła furmanek, a zimą jeździły sanie.
Przyjechały wielkie, ciężki maszyny. Dla mnie miały monstrualną wielkość i przypominały bestie. Z jednej strony buchający żarem otwór, z drugiej spływająca strumieniami czarna, lepka maź. Myślałam: Tak chyba musi wyglądać piekło. Ze strachem spoglądałam, czy nigdzie nie pojawi się diabeł, ale ciekawość była silniejsza.
Budynek wyrósł szybko. Wszyscy wiedzieliśmy, że jest to jedna ze szkół „tysiąclatek”, budowanych w odezwie na hasło: „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwo polskiego”. Nolens volens dzisiaj uczę wnuka jednego z budowniczych – Karola Ćwika. Warunki w ‘Nowej Szkole” (nikt nie używał nazwy „Trójka”, mówiło się „Jedynka”, „Dwójka” i „Nowa Szkoła”) były nieporównywalne, np.: u nas jeszcze ciągle do obowiązków dyżurnych należało przynoszenie do klasy wody z pompy, a w rogu sali koło tablicy był kącik czystości: stojak z miednicą, półka na mydło, ręcznik, wiadro z czystą wodą i drugie na brudną. W zimie woźny rano palił w piecach.
Inauguracja roku szkolnego w Nowej Szkole dosłownie odbiła się szerokim echem u nas. Nagłośnienie - o wiele lepsze - sprawiło, że bardziej słychać było przemówienie ówczesnego Ministra Oświaty u sąsiadów, niż z naszych głośników. A trzeba pamiętać, że uczniowie wszystkich szkół w Polsce, słuchali go jednocześnie, gdyż transmitowane były ono przez radio. Trwało dość długo, ponieważ dzień 1 września to także rocznica II wojny światowej, której pamięć dla naszych rodziców była żywa, więc nie dziwiło nas przywoływanie licznych faktów z historii.
Wtedy też bezpowrotnie zniknął z naszego krajobrazu mały sklepik. Właściwiej byłoby powiedzieć kiosk spożywczy (w miejscu dzisiejszego wjazdu na parking szkoły). Był drewniany, pomalowany na szaro, z małym okienkiem, które niemal w całości wypełniała postać starszej pani. Głową sięgałam wtedy ledwie nad deskę – ladę umieszczoną oczywiście na zewnątrz pod okienkiem.
był tak mały, że się mieścił w uścisku obu rąk,
tak łatwy, że się dawał opisać uśmiechem,
tak zwykły, jak w modlitwie echo starych prawd.”
Mniej więcej w tym samym czasie na trawnikach wzdłuż ulicy Żwirki i Wigury sadziliśmy niewiele większe od nas drzewka. Lipy te są dziś dość okazałymi drzewami.
Kolejne lata, a pierwsze w historii „Trójki”, to swoista rywalizacja: kto lepiej zaprezentuje się na powiatowych obchodach najważniejszego wówczas święta państwowego – 1 Maja. Były występy chórów, zespołów, no i oczywiście defilady. Musze przyznać, że z zazdrością patrzyliśmy na drużynę sportową, której członkowie ubrani byli w nieosiągalne dla nas bistorowe dresy.
Na dziewięć lat, po ukończeniu szkoły podstawowej, „Nowa Szkoła” zniknęła z mego pola widzenia. Przechodziłam często obok budynku tętniącego życiem, ale nie wzbudzał mego zainteresowania. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że zwiążę się z nim na ponad połowę życia, a całe – dorosłe.
Po ukończeniu studiów, w 1980 roku, rozpoczęłam pracę. Przez pierwszy rok była to praca w placówce Zbiorczej Szkoły Gminnej Nr 3 – w Majdanie Górnym, ale następne lata spędziłam tu. Ponad dwadzieścia lat chodzę tymi samymi korytarzami, uczę w tych samych salach, ale nigdy nie są one taki same. Może dlatego czas nabiera tu zupełnie innego wymiaru, a praca jest nieustannym odkrywaniem, wywołującym zdumienie.
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął.
I uporczywie go nie ma.”
Każdy rok nie jest podobny ani do minionego, ani następnego, a jednak mam świadomość, iż:
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.”
Jestem nauczycielką języka polskiego, więc naturalnym wydaje się zdeterminowanie mego życia poezją, w której najłatwiej odnaleźć siebie. Myślę, że słowa przytoczone poniżej odnoszą się i opisują nie tylko mnie, ale nauczyciela w ogóle:
gdy dobro się objawia, zło czeka w ukryciu.
Dlatego jeśli radość, to z domieszką trwogi,
jeśli rozpacz, to nigdy bez cienia nadziei.
Życie, choćby i długie, zawsze będzie krótkie.
Zbyt krótki, żeby do tego coś dodać.”
„Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.
Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć.
Czasem tylko w zachwytach
i lękach dzieciństwa
zagnieżdża się na dłużej.
Radość i smutek
to nie są dla niej dwa różne uczucia.
Tylko w ich połączeniu
jest przy nas obecna.
Możemy na nią liczyć,
kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
a wszystkiego ciekawi.”
mgr Grażyna Oleszczuk